Fitzcarraldo. The Conquistador of the Useless.

Przechrzcilismy nasz statek. Od dzis przemierzac bedzie rzeki i morza jako szalony romantyk Fitzcarraldo.

IMG_E1121

Fitzcarraldo to niedoszly i legendarny baron gumy. Irlandczyk mieszkający w Iquitos, małym mieście na wschód od Andów w dorzeczu Amazonki w Peru na początku XX wieku. Miłośnik opery i wielki fan znanego na całym świecie włoskiego tenora Enrico Caruso, marzy o zbudowaniu opery w Iquitos. Szalenie zdeterminowany Fitzcarraldo postanawia przeniesc 320-tonowy parowiec przez strome błotniste wzgórze dżungli, aby uzyskać dostęp do bogatego terytorium gumy kauczukowej.

MV5BYjIzNTYxMTctZjAwNS00YzI3LWExMGMtMGQxNGM5ZTc1NzhlXkEyXkFqcGdeQXVyMTQxNzMzNDI@._V1_

[picks up champagne glass] To Fitzcarraldo, the Conquistador of the Useless!

Pieskie życie na swieżym powietrzu. Dog’s life out in the open. Friluftsliv.

Byliśmy na powietrzu. Wolnym i swieżym. Ze trzy dni. Było nam zimno i docenialiśmy każdą ciepłą kapkę słońca. Wtedy to praliśmy skarpetki na burcie i pruliśmy pontonem przez lodowatą ciesninę by móc jeszcze raz spojrzeć w smutne oczy małej syrenki. Taplaliśmy się w słodkiej coca coli na syryjskim wełnianym dywanie i słuchaliśmy muzyki tego, co ma w duszy małe miasteczka. W mieście rowerów woziliśmy nasze psy w koszykach. Rozmawialiśmy o marihuanie. Jedliśmy pizzę w zimowej kurtce i czapce. Podglądaliśmy dziewczyny kąpiące się w zatoce i grzejące w saunie. Na przemian. Na polterabent. Kopaliśmy w skupieniu piłkę na trawniku poza horyzont i w sercu dzielnicy z Bliskiego Wschodu po zmroku.

Wieczorami śpiewaliśmy o ostatnich świętach z Goergem Michael’em i snieżynkami. Grzaliśmy ręce nad beczką z ogniem. Na dobranoc wodziliśmy wzrokiem za szatańsko bujającą się lampa naftową.

Byliśmy na powietrzu pod otwartym niebem.

rozmowy telefoniczne

Jest maj, twój telefon siedzi znudzony w kieszeni kiedy ty pedałujesz do roboty. A że telefon z natury lubi gadać, to i chętnie wykorzystuje wszelkie chwile twojej nieuwagi by wydzwaniać po świecie.

Komorkowiec wybiera przypadkowy numer. Dzwoni. Numer zajęty. Kilka godzin później dochodzą Twojego ucha dobrze znane nutki Preludium, podczas gdy ten sam numer wyświetla się na ekranie telefonu. Zaciekawiony, odbierasz. “Dzwonileś ?” pyta znajomy glos zza morza. Myślisz szybko. “A tak, tak! Jasne, że dzwoniłem! Cześć! Może wybierzemy się na rejs we wrześniu ?”

No to sie wybraliśmy 🙂

 

 

Chopin na Anholt

W malym szwedzkim porcie rybackim Klagshamn spotkalismy chlopakow z Busy Lizzy. Dwa dni pozniej zaokretowalismy sie na blekitnej jednostce i poplynelismy razem na polnoc. Kierunek Anholt! Na wyspie nawiazalismy przyjazn polsko-niemiecka z plynacymi na Islandie studentami z Kiloni. Jeden z przystojnych mlodych zeglarzy gral Chopina na akordeonie, my plasalismy niczym w transie. Znajomosc uwienczylismy partyjka frisby po ciemku. Trudno okreslic, ktory narod wygral. Siniakow nabawilismy sie za to bez liku. Rejs zakonczyl sie w Kopenhadze – uroczysta rozgrywka w ping ponga na Blågårds Plads.

Rarytasy Polskiego Wybrzeza

Czyli kilka uciech i kuriozów z zeszłorocznego wakacyjnego szwędania się po polskich portach otwartego morza:

  1. Kamień Pomorski! Swobodna profeska w marinie. Małe warzywniaki. Ryba u Zubowicza. Wrócimy.

2. Orki z Majorki skutecznym sposobem na zdobywanie rurek z kremem w towarzystwie rozśpiewanej załogi jachtu Tangaroa. W Dziwnowie.

3. Darlówek. Caly i po kawałeczku. Miasto, w którym nie bez przyczyny toczy się akcja filmu “Polish illusions” 

4. Pan DJ na galeonie DENEGA. To się dzieję naprawdę. Kilka razy dziennie w Łebie.

5. Stop na Hel Spot. Pozdro dla boskiej ekipy Citroena co to nas zgarnęła z krawężnika we Władku!DSC_0961 26. Karaoke w Jastrzębiej Górze. Krzysztof Krawczyk byłby ukontentowany.KAraoke 17. Scena kulturalna. Testowalismy ofertę kina akcji w Darlówku oraz koncerty jazzowe w Jastrzębiej Górze. Nie przypuszczałam, że kiedyś to powiem: Multikino jest w porządku.  IMG_2745

smagana wiatrem wyspa

I po wakacjach. Jakie byly ? Offline, na bezludziu, przy weselnych stolach, pod wiatr, bez wiatru, bez fajerwerkow, na spokojnie, w Polsce i w Szwecji, bez czasu choc zbyt predko.

Nie ma co zaczynac od poczatku.
Gdzies w polowie sierpnia zostawilismy za soba Trojmiasto, Hel i Wladyslawowo – pelne ludzi, spotkan i rozmow. Poplynelismy na Gotland.

W tej czesci Baltyku porty wybieraly sie same – w ostatniej chwili, za namowa napotkanych wczesniej zeglarzy, umykajac silnym wiatrom w morde. Przy okazji 5ciu dni, ktore chcac nie chcac przekiblowalismy w opuszczonym Farøsund, odkrylismy Fårø.

Fårø to mala wyspa na polnoc od duzej, jeden zapomniany (nieodkryty) i otwarty na zachod port, prom raz na jakis czas, slynna podobno hodowla ziemniakow… i Ingmar Bergman, zywy i martwy.

longbordzistki pod żaglami

https://vimeo.com/31015569

Szukamy nowych środków transportu portowego dla naszej załogi!

Już od miesięcy czaimy się na dwukółka – składaki, co by je wozić w bakistach i z wiatrem we włosach móc przepedałowac Bornholmy wkolo, kępy Swarzewskie, Skwery Kościuszki wzdłuż i wszerz, Wrzeszcze w poszukiwaniu szewca, Wały Chrobrego pełne tegorocznych Tall Shipow czy Swinoujscia w oczekiwaniu na start regat Poloneza…

Na początek przemierzyliśmy niejedno zestawienie opinii o składanych rowerach Dahona, Bromptona, Stridy, Wigrów 3… i wciąż nie widać tego jedynego – właściwego. A to za tyćkie kółka, rama wrzyna się w jajka, bajońska cena, dystrybucja tylko za oceanem. A gdyby tak, a może, a czemu by nie, proste i piękne, nie trzeba składać, zawsze pod ręką, symbol wolności… czterokoliste deskorolki !?