Do zwrotu

W 2019 byl Berlin a potem cala masa wielkich i malych życiowych zwrotów. Na świecie pojawil sie Henio, z którym zamieszkaliśmy na kopenhaskich ogródkach działkowych. Kilka chwil później poplyneliśmy w, jak się okazało, nasz ostatni rejs statkiem Fitzcarraldo – na bohusowe szkiery i chłodne jezioro Vännern. Jesienią 2020 Fitzcarraldo zmienił kapitana i calusieńką załogę. Następny rozdział historii tego niezwykłego statku napiszą: Henrik & Sasha, entuzjastyczni muzycy, którzy postanowili zrealizować marzenie o mieszkaniu na wodzie w centrum Kopenhagi. Muy bien👌 Razem ze statkiem sprzedaliśmy miejsce postojowe w przedmiejskim Vallensbæk i.. wrócilismy do mariny Lynetten w poprzemysłowym centrum miasta. Uff, uff – bo tu czujemy sie swobodniej. Kolejna zmiana przypłynela szybciutko. To była prawdziwa okazja, hehe. Okazja przybrała formę szwedzkiej snipy typu Henån. Nietuzinkowa jednostka motorowodna z wyspy Orust. Skromne 25 stóp z mesą, kółkiem sterowym i wysokością stojącą dla koszykarzy ze średniej ligi. Okazja wymaga jednak pewnych uszczelnień i ekipy dezynfekujacej 🤫 Wiosna zapowiada się pracowicie, ale bez przesady – bo to przeciez … 25 stóp. Okazji brakuje tez imienia. Any suggestions?

Den of debauchery and lust

Berlin

Przez lata to miasto pęczniało w ich małych głowach. Wyobrażali sobie jak otwarte i pełne możliwości musi być. Jeszcze niedawno tam wlasnie chcieli zamieszkać, tam – bez cienia wątpliwosci. Choc Berlina nie widzieli na oczy od dnia śmierci papieża Polaka. Mimo to Berlin stał się dla nich pewnego rodzaju bohemicznym rajem, czymś na kształt Nowego Jorku w latach 60-70tych dla kontrkultury.

W minione wakacje postanowili zdobyć miasto z wody. Zamarzyli, że uda im się doplynąć do niego rzekami. Na początek Łabą i Szprawą a w drodze powrotnej Odrą. Plan był prosty – zdążyć zanim woda w rzekach wyschnie na dobre. Guzik, spoźnili się. Łabą zaplyneli może z 50 kilometrow a i to z duszą na ramieniu. Dziesiątki razy przycierając o muliste dno. Ostatecznie utknęli na tyle skutecznie, ze musieli zawrocic. Marzenie kilkudniowego żeglowania pod prąd potążnej dzikiej rzeki pełnej ptactwa i nieuregulowanej natury trafił szlag. Niedosyt pozostał. Do Berlina dopłyneli sztucznymi kanalami (m.in. Middellandskanal) wspinając się przez wiele majestatycznych śluz i wind. Kiedy już w drugim etapie rejsu zabrakło dla nich wody w Odrze nie byli zaskoczeni.

Mimo przeszkód zgodnie z planem zacumowali swoj dom w mieście rozpusty. Mieście, którego, jak sie szybko okazało, za grosz nie rozumieli. Chaos, beton, bardzo oj bardzo nieoczywisty urok, brak kasy, zaniedbanie, jakaś taka skacowana rozlazłość. Na szczęście rozlazłość ta calkiem nieźle wkomponowała się w gąszcz zieleni. W piękne ogromne wierzby pochylone nad kanalami.

W drodze powrotnej zahaczyli o sanatoryjny Kamień Pomorski.

“Living on a boat” type of life

Minionego lipca pykneło nam dwa lata od czasu kiedy zaczelismy pomieszkiwac na statku Fitzcarraldo. Swieżą, jasną wiosną i przyjemnym latem. Ciemną, wietrzną jesienią i cholernie mokrą zimą. Z reguly na wodzie, ale bywalo, że na lądzie.  Bywało mroźno i wtedy też bywało, że nie bylo wody w zbiornikach. Prąd był… z reguły. I kondensacja też. I pewnie byśmy kontynuowali, gdyby nie nagły zwrot akcji!

Jesienią porzuciliśmy statkowe życie na rzecz własnej małej chatki z ogródkiem. Zarówno nasz włochaty zwierz Caruzo aka Czarek jak i całkiem nowy mały człowiek Henio zdają się dobrze odnajdywać w nowej sytuacji.

 

Fitzcarraldo. The Conquistador of the Useless.

Przechrzcilismy nasz statek. Od dzis przemierzac bedzie rzeki i morza jako szalony romantyk Fitzcarraldo.

IMG_E1121

Fitzcarraldo to niedoszly i legendarny baron gumy. Irlandczyk mieszkający w Iquitos, małym mieście na wschód od Andów w dorzeczu Amazonki w Peru na początku XX wieku. Miłośnik opery i wielki fan znanego na całym świecie włoskiego tenora Enrico Caruso, marzy o zbudowaniu opery w Iquitos. Szalenie zdeterminowany Fitzcarraldo postanawia przeniesc 320-tonowy parowiec przez strome błotniste wzgórze dżungli, aby uzyskać dostęp do bogatego terytorium gumy kauczukowej.

MV5BYjIzNTYxMTctZjAwNS00YzI3LWExMGMtMGQxNGM5ZTc1NzhlXkEyXkFqcGdeQXVyMTQxNzMzNDI@._V1_

[picks up champagne glass] To Fitzcarraldo, the Conquistador of the Useless!

sauna&rescue

Lato przyjeżdża w środy.

Ostatnio zrobiło się jakoś chlodniej. Co środę na drugim brzegu parkuje wielki zielony wóz. Krotką chwilę poźniej z jego komina unosi się pachnący drewnem dym.

Co środę na drugim brzegu parkuje sauna. Pakujemy się wtedy na ponton przy lewej burcie. Wszyscy tyciutenćy i pies. Bez butów. Z ręcznikami pod pachą. Po nocy. Powolutku przeprawiamy się na drugą cieplejszą półkulę.

Pieskie życie na swieżym powietrzu. Dog’s life out in the open. Friluftsliv.

Byliśmy na powietrzu. Wolnym i swieżym. Ze trzy dni. Było nam zimno i docenialiśmy każdą ciepłą kapkę słońca. Wtedy to praliśmy skarpetki na burcie i pruliśmy pontonem przez lodowatą ciesninę by móc jeszcze raz spojrzeć w smutne oczy małej syrenki. Taplaliśmy się w słodkiej coca coli na syryjskim wełnianym dywanie i słuchaliśmy muzyki tego, co ma w duszy małe miasteczka. W mieście rowerów woziliśmy nasze psy w koszykach. Rozmawialiśmy o marihuanie. Jedliśmy pizzę w zimowej kurtce i czapce. Podglądaliśmy dziewczyny kąpiące się w zatoce i grzejące w saunie. Na przemian. Na polterabent. Kopaliśmy w skupieniu piłkę na trawniku poza horyzont i w sercu dzielnicy z Bliskiego Wschodu po zmroku.

Wieczorami śpiewaliśmy o ostatnich świętach z Goergem Michael’em i snieżynkami. Grzaliśmy ręce nad beczką z ogniem. Na dobranoc wodziliśmy wzrokiem za szatańsko bujającą się lampa naftową.

Byliśmy na powietrzu pod otwartym niebem.

Piano, piano (softly, softly)

Gdzieś pomiędzy pomostem trzecim a czwartym hodujemy pomidory, agrest z przylądka (Cape gooseberries), chilli, jednego buraka i czerwona kapustę. Bez pytania, po piracku. Skarby ziemi.

W między czasie w domowym zaciszu doglądamy hodowli wielu sałat, majeranku, czerwonej i cytrynowej bazylii. Hydroponicznie. Owoce morza.

I jedynie grzyby zbieramy w lasach.

Home with 40 years long history

Teakowe deski i listewki naszego domu widziały wiele ludzkich historii na kilku zimnych i kilku gorących morzach. Od Singapuru przez Floride, Maryland, Holandie, Wlochy po Danie. Jeden i ten sam statek defininiowal sposób bycia i życia każdego z jego wlascicieli, a było nas sporo. ”People bahave differently in different spaces” Ilse Crawford. Czy znaczy to, że my – wlasciciele Grand Banska 42 #546 – mamy ze sobą cos wspólnego? Czy mieszkanie na tym samym statku ukształtowalo nas w podobny sposób, czy podobnie patrzymy na świat ? Unconciously.

The sea is just in front

Lato na statku choć na finiszu, jeszcze trwa. Neptun buja nas na wodzie od pierwszych dni lipca, kiedy to udało się sprawnie i bez niespodzianek zwodować bestię. Po dłużącym się i pracowitym zimowaniu powoli oswajamy na nowo niewielką przestrzeń – już jako dom a nie tylko wakacyjną przygodę. Going slowly and using the senses. Drewniane stare wnętrze, historia w każdej rzeczy, cisza w mieście, głośny tupot małych psich łapek na laminacie , długie wieczorne cienie, ciepło przedpołudniowego słońca i rześkie poranki, zejście na dziki ląd po trapie, rutynowe doglądanie cum przed silnymi wiatrami, zbieranie ostatnich pomidorów z krzaczka, wieczorne szycie plandek na maszynie i nauka pływania na rufie. Making a normal special.

A z drugiej strony elektrycznie podgrzewane prześcieradło bo ziąb i wilgoć, za niski stół na europejskie dlugie nogi, kondensacja na szybach, a i bywa, że duszący zapach spod ekstrawaganckiej spalarni śmieci i jeszcze ta cholerna nie-energooszczędność.